Atlantyk...
już za nami!!!
Siostry Talar kontra s/y Mantra Ania
Kilka słów wprowadzenia w temat... otóż zdecydowałam się uczestniczyć w damskich regatach wokółziemskich - patrz www.mantra28.pl W każdym razie - byłam od początku na s/y Mantra Asia, najpierw pływała ze mną Asia Rączka, potem chwilkę Agata Mryczko, przez Atlantyk żeglowałyśmy razem z Siostrą - Magdą Talar (już Żuchelkowską *2008r.) i w końcu od Grenady do Wysp Galapagos - z Anną Bąkowską. Wspomnienia z poszczególnych etapów już się piszą, zdjęcia wspaniałe, a narazie zapraszam do lektury przygód Sióstr Talar płynących na 8,5m jachcie przez ocean... ...a tutaj krótki filmik z naszego atlantyckiego rejsu na =>
|
|
05.12.2005 r. o godzinie 1805 przecięłyśmy linię startu wyścigu : Mindelo (Capo Verde) - Rodney Bay Marina (St. Lucia; Karaiby)! Wystartowałyśmy! 2 małe, 8,5 metrowe jachty, z dwuosobowymi załogami, no men - rozpoczęły kolejny etap rejsu dookoła świata - przelot przez Atlantyk!!! Nielada wyzwanie dla nas!
Jesteśmy lekko przerażone, wiadomo, zdajemy sobie sprawę z niebezpieczeństwa, ale i satysfakcji, jaka będzie nam towarzyszyć - po dotarciu na Karaiby... To jest nasza najdłuższa podróż, jak do tej pory, bez zawijania do portu... Trasa Gibraltar - Lanzarotte (Wyspy Kanaryjskie) - trwała 8 dni, podobnie Gran Tarajal (Wyspy Kanaryjskie, dokładnie Fuertaventura) - Wyspy Zielonego Przylądka... Teraz zaplanowanych jest 20 dni... Wow!!! Płyniemy
w dwa Talary... dwie siostry na jednym jachcie... Gosia i Madzia (gosik/madzik).
Dla nas to też jest wyzwanie... spędzić tyle czasu razem, nie ma gdzie
uciec, nie ma drugiego pokoju, nawet trzasnąć nie ma jakimi drzwiami (zamek
u nas popsuty:), czy wyjść z psem na spacer, odstresować się chwile. Mama
nasza napisała w jednym z maili do nas: " (...) Mam nadzieje, ze ten długi rejs zaowocuje nie tylko waszą umocniona przyjaźnią, lepszym komunikowaniem się, ale docenicie siebie nawzajem, przecież to nie przypadek ze płyniecie razem (...) Życie jest jedno i młodość szybko mija, ta podroż - to prawie pożegnanie z beztroska, taka lekkością życia , to najpiękniejszy czas nie tylko na miłość z mężczyzna, ale umacnianie więzi z siostrą, harmonia z przyroda, ze światem, który stworzył Bóg. A przecież Einstein już powiedział, ze "Bóg nie grał w kości", nic nie dzieje się przypadkowo. Cieszcie się pięknem nocy z rozgwieżdżonymi i bardzo bliskimi Wam gwiazdami, kolorem czystej cudownej wody, pluskającymi rybami. Patrząc na to wszystko co Was otacza, powinniście cieszyć się i mięć w sobie dużo radości, a także spokoju i nabierania sił do dalszej walki z życiem. Tak, bo życie to nieustająca walka z własnymi słabościami, z przeciwnościami, ze złymi ludźmi, chociaż mówią, ze nie ma złych ludzi, są tylko nie na swoim miejscu. Myślę, ze to Wasz czas, dobry, chociaż zdaje sobie sprawę, ile trudu, wysiłku musi Was kosztować taka wyprawa i odosobnienie. Ale wyjdziecie z tego zwycięsko, będziecie mocniejsze i nikt nie zabierze Wam tego wszystkiego, co obejrzycie i przeżyjecie. Kilka tygodni tej samotni i ciszy - potem najpiękniejsze Święta - chociaż bez choinki i 12 potraw na stole wigilijnym! To tylko od Was kochane moje zależy, czy będzie to wspaniały czas w Waszym życiu." (Anna Witkowska - Talar) Piękne
listy pisze Mama z Tatem do nas!! Raz
się "pożarłyśmy" - o zmywanie naczyń, bo ja tego nienawidzę,
no ale czego się nie robi dla siostry!!?? Maćka napisała w dzienniku jachtowym,
że protestuje, ze przez najbliższe 3 dni nie gotuje, nie sprząta. Przyjęłam
protest, nie było wyjścia... - chociaż... hihi - i tak nie gotowałam :-)
Magda dużo lepiej gotuje ode mnie! Już wolę zmywać naczynia i myć pokład
:-) Chociaż przepraszam!!! Dwa razy usmażyłam naleśniki i były całkiem
zjadliwe!!! Podane z dżemem i bitą śmietaną - smakowały rewelacyjnie!
Czasami
jakaś sałatka zawitała na nasz atlantycki stół, rybki z puszki, kanapki,
sałatki, grzanki, owoce z puszki i gotowe dania, zakupione na Kanarach...
W sumie te gotowe dania - jakiś koszmar!! Tortellini było najlepsze! A
przed nami perspektywa spędzania Świąt Bożego Narodzenia na wodzie...
Czy zdążymy na czas na ląd... przestało wiać, wyglądało to mizernie bardzo!!! Zdj. Trzeba trochę pogłówkować i mamy skrzydła :-) Trzeba było nam kombinować bez tego spinakera... A
my wymyślamy, jakby tu przygotować z puszek 12 potraw na stół wigilijny...
hm... Testujemy tortellini z serem, może zastąpi nam uszka z kapusta i
grzybami do barszczu czerwonego, łowić ryb nie będziemy (!!!)... A poza
tym - nie mamy nawet piekarnika!!! Uczymy się za to kolęd, śpiewamy, próbuje
dopasować chwyty na gitarę (kiepsko mi wychodzi, ale dajemy rade, tylko
Magda musi czasami zatykać uszy :-). Dziękuję Marcin za słowa i chwyty!! Na szczęście dopłynęłyśmy na czas na Karaiby! Wigilię przygotowałyśmy wyśmienicie! (w miarę naszych możliwości!) Czekałyśmy na pierwszą gwiazdkę i we 4 zasiadłyśmy do pięknie, świątecznie udekorowanego stołu z 12 potrawami... Był czerwony barszcz, ryba smażona w cieście i po karaibsku :-), nie miałyśmy opłatka, wiec podzieliłyśmy się chlebem, dziewczyny zrobiły sałatkę z owoców morza, sałatkę z tuńczykiem, sos czosnkowy Magdy (super!), sos jakiśtam jeszcze (gotowy, nie umywał się do czosnkowego!), gotowana marchewka, sałata, suszone owoce, migdały, oliwki, grzybki i ... - i tak nie mogłyśmy wszystkiego przejeść! O przeżyciachna Karaibach opowiem następnym razem! Szczerze - właśnie tak wyobrażałam sobie przelot przez Atlantyk z Magdą. Kocham siostrę nad życie! Choć czasem wymienimy odmienne swoje poglądy - rozumiemy się bardzo dobrze. Sporo pływam, prowadzę rejsy, kursy żeglarskie, ostatnio tez 5 miesięcy spędziłam na żaglowcu Fryderyku Chopinie, Madzia w tym czasie pracowała jako instruktor żeglarstwa, też wciąż na morzu, nie miałyśmy więc okazji do częstego spotkania. Bardzo zależało mi, żeby więcej czasu spędzić z siostrą. Młodsza Talar chciała mi na początku wybić z głowy ten cały rejs dookoła świata, znajomi i Rodzice zresztą też, ale to zupełnie inna historia, będę musiała jeszcze opisać :-) Zdj. Ostatnie dni przelotu były wyczerpujące, poriwiste wiatry, sterowanie ręczne, burze i deszcze, ale również i słońce i przepiękne tęcze... Po dopłynięciu na Wyspy Kanaryjskie - 13.11.2005r. wróciłam do Polski na kilka dni. Nie byłam wcześniej ani zdecydowana na 2 lata, ani przygotowana (lekarze, szczepionki, pożegnanie z rodzina, znajomymi, rzeczy...), poza tym - chciałam spróbować podejść do egzaminu na kapitana jachtowego. Gdybym teraz nie przyjechała, przepadłyby mi egzaminy pisemne, które pozytywnie zaliczyłam w lutym, zaraz przed przyjazdem na Fryderyka Chopina. Szkoda by było, karta egzaminacyjna ważna jest przez rok, a mają się przepisy zmieniać, lepiej mieć już z głowy :-) Wróciłam do kraju na całe 5 dni (( Bardzo krótko, ale ponoć były problemy z załatwieniem biletu, więc dobrze, że w ogóle, poza tym - na Wyspach Kanaryjskich remont jachtów, przygotowania do następnych etapów, powinnam też i tam być! ) Kilka dni w domu, załatwianie spraw i nagle dowiaduje się, że dziewczyna, z którą miałam dalej płynąć - zrezygnowała i brakuje jednej żeglarki. Organizator do mnie dzwoni, czy Magda nie byłaby zainteresowana... Rozmawiałam z nią wcześniej na ten temat, namawiałam, mówiła, że chciałaby bardzo, na krótko, ale wciąż były ważniejsze sprawy. Zresztą nie dziwię się. Każdy w życiu ma inne priorytety, a my się zdecydowanie różnimy. Magda akurat wtedy prowadziła w Gdyni ostatni już w sezonie kurs na sternika jachtowego i zaraz po nim - również miała przystąpić do egzaminu żeglarskiego - na jachtowego sternika morskiego, przed tą samą komisja gdyńską, co ja. Dwa Talary w Gdyni w tym samym czasie, ten sam egzamin, ta sama komisja... tego jeszcze nie było! Poza tym - jakby Heniu i Ander, nasi znajomi Szkutnicy z Gdyni powiedzieli - liczba Talarów w Gdyni musi się zawsze zgadzać!! Hihi... W każdym razie nie było mowy, żeby siostra wróciła do Wrocławia, żeby chociażby się spakować... Okazuje się - jednak płynie w nas podobna krew!
Magda w ciągu 2 godzin (dzięki kursanci za pomoc!!!) podjęła decyzję!! Płyniemy razem!!! Radość nie do opisania!!! Razem z Rodzicami pakowaliśmy Maćki rzeczy, przywiozłam je ze sobą do Gdyni! Potem wspólne spotkanie, wspólna impreza, znajomi, egzamin - rozbójnik (obie zdałyśmy bardzo ładnie, "bardzośmy skromne :-), znowu znajomi, krótka impreza i pożegnanie - najpierw ja wyjeżdżałam, a następnego dnia - Madzik. Pełne wariactwo!!! Ale i smutno... brakuje mi ich wszystkich tak bardzo! Mimo to świetnie, ze się zobaczyliśmy! Chociaż te parę godzin! Niektórzy z daleka specjalnie przyjechali! Dziękujemy chłopaki!!! Wyścig z Gran Tarajal do Mindelo (Capo Verde) Madzik zrobiła na mantrze ani, a ja płynęłam wtedy z Agatką. Zmiany załóg nastąpiły na Wyspach Zielonego Przylądka i stamtąd już płyniemy razem w Talary dwa... Jest taka piosenka... uachaaa Talary dwa... Hihi Wspaniale się razem bawiłyśmy!!! Robiłyśmy wiele zdjęć, nagrałyśmy trochę filmów aparatem cyfrowym. Może nie jest to wyśmienita jakość, ale ważne, że jest. Za parę lat, jak usiądziemy wspólnie z naszymi rodzinami, z naszymi dziećmi, obejrzymy fotki i filmiki... Niezapomniane wspomnienia!!! Już teraz płaczemy ze śmiechu - oglądając je, co będzie później... hihi. Super!!! Po prostu super!!! Miałyśmy wiele przygód... Kilka zdań starałyśmy się zawsze na bieżąco pisać... Najpierw
start do regat... Zaczęło się już ściemniać, linie startu minęłyśmy i
trzebaby sprawić, aby tradycji stała się zadość. Mamy wódkę na jachcie,
podzielimy się z Neptunem! Ważna jest to tradycja, nie mogłyśmy odpuścić
:-) Niech Neptun będzie dla nas łaskawy! Niech wszystko będzie dobrze
i szczęśliwie dopłyńmy do następnego brzegu!!! Życzymy sobie pomyślnych
wiatrów, stopy wody pod kilem, zdrowia i niezapomnianych doznań! Neptunie!!!
Twoje zdrowie!!! /na Chopinie, zaraz po podniesieniu kotwicy na St. Martin
na Karaibach, kiedy zaczęliśmy przelot przez Atlantyk - przez Azory do
Kielu - również dzieliliśmy się pierwszego wieczoru z Neptunem! Tak trzeba!
Nie było żadnych awarii, huraganów, niebezpiecznych wypadków, wszystko
w jak najlepszym porządku! Neptun czuwał! Być może trochę przesadziliśmy
w druga stronę, bo przez większą część podróży - po prostu w ogóle nie
wiało9 No ale Fryderyk Chopin to żaglowiec! Ponad 50m długości!! 40 osób
nas wtedy było! A my tylko dwie na 8,5m łupince... Przecudowny czas spędziłam
na "Frydku"! Trzeba napisać kolejny artykuł!!! Koniecznie!!/
Tak czy inaczej tradition is tradition and it should be respected!!! Jednego dnia strasznie mi się nudziło, gorąco potwornie, wiało kiepsko, wlekłyśmy się po 3-4w, Magda odpoczywała po wachcie. Postanowiłam zabrać się za zmontowanie wędki:-) Kilka godzin wcześniej przepłynęło obok nas wielkie stado tuńczyków... Cieplutko zrobiło się w brzuszku.. Trzebaby zacząć w końcu łowić ryby! Ileż można jeść te puszki!?? Pomysł był znakomity!!! Z zabijaniem, patroszeniem i smażeniem - pomartwimy się, jak już cos złowimy... Przez Atlantyk na Chopinie złowiliśmy aż 2 ryby, wiec może nie będziemy musiały się denerwować, po prostu poudajemy, że łowimy :-) Fun is fun!! A
teraz proszę się nie śmiać! Nigdy w życiu wcześniej tego nie robiłam!
Schrzaniłam jak się dało!
A
następnego dnia - spotkałyśmy WIELORYBY!!! Ale szok!! Oto fragment naszych
notatek z 10.12.2005r.: To
było przeżycie jedyne w swoim rodzaju! Za każdym razem, jak opowiadamy
z Magdą o tym bliskim spotkaniu - dostaję gęsiej skórki! Zdążyłyśmy zrobić
tylko jedno zdjęcie. Szkoda, ale akurat w jednym aparacie baterie się
wyładowały, a drugi - nie chciał współpracować. Poza tym - zdjęcie mamy
tego, który dalej przepłynął od jachtu, widok pierwszego zamurował nas
całkowicie!! Poważnie! Wobec powyższego - zrezygnowałyśmy kompletnie z łowienia ryb!!! Poza tym skorzystałyśmy ze wskazówki martwiących się wciąż o nas kochanych Rodziców: "(...) nie należy nic na oceanie łowić, zabraniam, ryb jest niewiele, ale wielorybów, orek i innych potworów pełno!" hihi... Potem Adam z Chopina, wspaniały Kapitan i dobry przyjaciel napisał: " (...) nie łapcie wielorybów, tyle nie zjecie. Poza tym one nie myją zębów i maja nieświeży oddech (...)" Hihi... Na szczęście od tego momentu wiało już silniej, płynęłyśmy za szybko na łowienie i bardzo dobrze :-) Rodzice
często pisali, martwią się, wiadomo. Jedyne dwie ich córki tylko we dwie
na małej mantrze płyną przez wielką wodę. Każdy Rodzic byłby "lekko"
przerażony! Mamy bardzo wyrozumiałych, kochanych, najwspanialszych Rodziców
na świecie! Kochani! Kochamy Was nad życie! Zdj.Nasza pierwsza złapana ryba :-) Coprawda już na Karaibach, ale... Miałyśmy
po prostu szczęście, cała nasza 4! Niektórym trafiały się wiatry z nieoczekiwanych
kierunków, sztorm, jakiś jacht został poważnie uszkodzony przez wieloryba,
nikomu nic się nie stało, załoga szczęśliwie uratowana, "po prostu"
kil odpadł (wpadli w stado rodziny wielorybów, wjechali na młodego, a
mama małego zdenerwowała się), inny miał poważny przeciek z wału i zawrócił
na Wyspy Zielonego Przylądka, kogoś ściągali helikopterem (zachorował)...
Większość jednak jak my - zmienne warunki, ale w normie i nie za ciężkie
- nawet jak na nasze jachty. A
nasza taktyka??? W końcu rywalizujemy z Anią i Agatą z manty Ani, może
to nie regaty ARC, ale nasze wewnętrzne Regaty Dookoła Świata! Przelot
przez Atlantyk jest jednym z 26 wyścigów! Ale najdłuższy - jak do tej
pory! Niektórzy codziennie oglądają naszą stronę internetową (www.mantra28.pl),
poważnie traktujemy our competition:-) Codziennie dwukrotnie wysyłamy
pozycję geograficzną do Andrzeja, kurs i prędkość, siłę i kierunek wiatru,
ilość godzin na silniku podczas minionej doby i od początku wyścigu (to
też jest ważne! Z Agatką jak płynęłyśmy w wyścigu nr II do Mindelo - pierwsze
przecięłyśmy linię mety, ale przegrałyśmy, miałyśmy więcej godzin na silniku..)
Kiedy
zrobiła się totalna lipa wiatrowa - popłynęłyśmy bardziej na północ. Dziewczyny
zostały na opuszczonej przez nas szerokości i "taplały" się
w bezwietrzu przez następne 2 doby. A my... - odstawiłyśmy je na ponad
70 Mm! Podjechałyśmy bliżej centrum wyżu i pięknie żeglowałyśmy bagsztagiem
po 6-7węzłów. Szkoda nam się ich trochę zrobiło: Namawiałyśmy dziewczyny,
żeby nadrobiły te parenaście Mm na N, mamy jeszcze ponad 1000Mm do celu
- niewielka strata!! Wiele dni przed nami na oceanie! 70Mm na N wieje
bardzo ładnie! I to był taktyczny błąd! W sumie dobrze, inaczej rozjechałybyśmy
się jeszcze bardziej... " (...) samotność ma różne oblicza. Jedni twierdza, że kto jest długo doświadczany samotnością - to wie czego chce od życia, od siebie i innych. Zaczyna pojmować i rozróżniać, co jest ważne, a co błahostką, jaki człowiek z jego przywarami jest wart naszej uwagi, a kogo trzeba tolerować, kogo omijać wielkim łukiem, kogo lekceważyć, a od kogo odwrócić się i nie oglądać. Czas samotności - to czas dany samemu sobie na uporządkowanie emocji, poznanie swoich potrzeb, zrozumienie samego siebie, akceptacja i rozwijanie siebie. (...) Ludzie też mówią, ze samotność jest jak sól, jak jej dasz do zupy za dużo - to te zupkę trzeba wyrzucić. (...)" Jest mi potrzebny ten czas tutaj... Wiem o tym... Z drugiej strony... 2 lata... - to może być za długo, nie wiem jeszcze. Opłynąć świat dookoła - to marzenie większości żeglarzy. Gdybym miała męża, dzieci - pewnie nie zdecydowałabym się. Prawdopodobnie mam jedyną okazję w życiu. Jak nie skorzystam - będę żałować do końca życia. Teraz, Atlantyk z Madzią - wspaniały czas! Nie myślałam o facetach zbyt często, nie było kiedy: Jesteśmy tu razem z siostrą, zdrowe, całe i szczęśliwe! To najważniejsze teraz! Co dalej... - zobaczymy... Wracając
jednak do naszej taktyki - stwierdziłyśmy z Maćką, że mimo wszystko -
nie poddajemy się : Walczymy nawet bez spinakera! To byłoby coś - pomyślałam
- wyregacić dziewczyny bez spinakera :-). Wprowadzamy w życie plan "B"!
Zostajemy na szerokości 15,5 stopnia N. Z centrum nad Nowym Jorkiem stoi
mocny wyż, sięga daleko, powinien ruszyć lada dzień na SW, kolejny, rozległy
- przemieszcza się powoli znad północnego Atlantyku na SW. Im wyżej -
tym lepiej! Powinno zacząć w końcu szybciej i mocniej wiać! Nadrobimy
trochę mil morskich - ale i tak powinniśmy więcej na tym zyskać! Dziewczyny
są ponad 60Mm na południe od nas, bardzo dobrze! Tylko cierpliwości:
A teraz... A teraz poczekamy na dziewczyny i wspólnie wpłyniemy do portu :-)))) Hihi.. Przepłynęłyśmy Atlantyk w 17 dni 2 godziny i 47 minut, w tym na żaglach przepływane 404 godziny 34 minuty, na silniku 6 godzin 13 minut, 2297 Mm!!!
! Madzik!!!
Dziękuję!! Małgorzata
Talar |
|
Karaiby 2005/2006, Boże Narodzenie, Nowy Rok, rejs turystyczny => po przepłynięciu Atlantyku...
|
Zobacz także galerie:
Atlantyk
2005 Cape Verde - Karaiby 05-22.12.2005 s/y mantra asia s/y mantra ania |
KARAIBY
2005/2006 |
Rejs przez Atlantyk 2005 |
||