SZKOŁA POD ŻAGLAMI
STS Fryderyk Chopin

(02.05 - 18.06.2005)

 

Dziennik Jacka
(dzień po dniu)
- Wachta III
Wrażenia - Marcin
- Wachta III
wybrane zdjęcia
- fot. Gosia Talar
strona www
Szkoły po żaglami

- autor Anna Drapella
fot. Anna Drapella

 

 

Dziennik Jacka

Szkoła pod żaglami - 02.05-18.06.2005

 

ˇ 1 maja 2005r. - niedziela
2250 - wyjeżdżam z domu (Przeźmierowo/k. Poznania) na dworzec centralny w Poznaniu
2320-2343 - oczekiwanie na odjazd pociągu (trochę nużące;-()
2343 - zaczęło się
Jechałem do Warszawy z tatą, który prawie cały czas spał. W przedziale oprócz nas było dwóch śmiesznych dziadków. Muszę przyznać, ze trochę się cykałem przed tą podr󿱅

ˇ 2 maja 2005r. - poniedziałek
0320- przyjazd na dworzec Warszawa-Centralna
Jedziemy taryfą na lotnisko. Jesteśmy na miejscu o 400.
0450 - (Ja tych godzin nie zmyślam, tak naprawdę było) spotykam Kucika. Później pana Siekierskiego i panią Eckert.
Odprawa - musiałem zdjąć kurtkę i wszystko z niej wyjąć ;-(
0735 - start samolotu (opóźnienie 0,5h). Przy starcie trochę tak "ściskało w uszach", ale jakoś się przeżyło.
- miejsce 19B, po lewej Ania, po prawej Kucik.
-śniadanko (bułka z serem i szynką, Actimel, herbatka albo kawka, - jak kto wolał)
0943 - lądowanie.
No i tutaj trochę sobie poczekaliśmy… aż do około 1200. A powody były takie: raz zatłoczony autobus, a później jak się okazało nie odebraliśmy biletów i te "majstry" chciały, żebyśmy zapłacili po 16 Euro. Ale Zofia pięknie wyszkolona przez nauczycieli Marcinka w posługiwaniu się językiem francuskim, załatwiła niezbędne formalności…
Ok. 1300-lotnisko Orly
- odprawa - kazali Zuzi M. i mi wpakować plecaki do takich duuuuuuuużych worków
1440 - zaczynają nas wpuszczać do samolotu
1520 - startujemy
siedzonka: p. Siekierski - p. Eckert - ja - Rychu
2320 czyli 1720 - lądowanie w Fort - de France (różnica czasu: 6h)
- jedziemy busami do portu. Gostek jedzie jak "wariat", ale w końcu to "żaglowiec"!!! ;-)
- "pierwsze spotkanie" z kapitanem;-);-)
- kolacja


Rozmieszczenie osób w "kartonie" :

 

ˇ 3 maja 2005r. - wtorek

0715 - dzwoni komórka Kucika. Kuba się obudził i zaczął się lekko denerwować ;-)
0730 - pobudka (ten dzwonek jest trochę wkurzający)
0800 - podniesienie bandery
0805 - śniadanie
0840-925 - sprzątanko - nasza wachta (III) - III rejon (p. Siekierski zarządził, że dzisiaj sprzątają chłopacy, a dziewczyny mają wolne. Tak więc Najtas, Ryszard i ja wzięliśmy się do roboty…

Na dworze bardzo, bardzo gorąco. Słońce aż tak mocno nie świeci, ale za to jest parno, duszno.

Ok. 1000 - 1700 - czas wolny - zwiedzanie Fort - de France

Pomagam cookowi przenosić jedzonko do chłodni (ale jestem pomocny, nie?) ;-)

1700 - obiad

Każdy dostaje swój pas, szelki , czy jak to się tam nazywa. Mój numer: 47
Pierwszy raz wchodzimy na reje - fajna sprawa !!!

ˇ 4 maja 2005r. - środa

1200-1240 - wachta z jakąś dziewczyną (dopiero po paru dniach dowiedziałem się, że była to Kasia Seneńko).

Pani oficer Gosia ;-) grała cały czas na gitarze jakieś przeboje (szanty ;-))

Agata siedziała i gadała z Łukaszem. A tak w ogóle to Paula (zwana Mariolką) obudziła mnie o (no właśnie. Myślałem, że… ale zachowałem spokój) 0122 i powiedziała: "Jacek Latos wstawać!!! Już powinieneś być dawno na wachcie"

0135 - przeszedłem się po tym naszym żaglowcu i sprawdziłem czy wszystko gro. Później tylko na pytanie Gosi: "Jak tam stoimy?" odpowiadałem stanowczo: "Dobrze!".

0240 - koniec wachty
0250 - idę spać
-po rejonach - szkolenie żeglarskie
1400 - obiad: zupa grzybowa, jakieś dziwne mięso, ziemniaki puree i ogórki ;-)
- zwiedzanie Anse Mitan do 1830
1900 - kolacja: pomidory z cebulką, szynka z takim czymś białym ;-), żółty i biały ser
2125 - wypływamy z Martyniki
2330 - 2345 - pierwszy raz steruję (sa sa sa)

ˇ 5 maja 2005r. - czwartek

-parę minut przed 700 - oddzywa się przepiękny, kojący głos: "ALARM DO ŻAGLI. WZIĄĆ SZTORMIAKI, BO MOŻE PADAĆ. ZA 3 MINUTY ZAŁOGA NA RUFIE."

0720 - śniadanie: płatki kukurydziane + mleko, ser: biały i żółty
0800-1200 - wachta (zwijanie żagli-jestem pierwszy raz na Marsie Górnym, brasowano, zwijanie kliwrów)
1200-1400 - czas wolny
około 1300 - wypisuję pocztówki
1415 - zwiedzanie Rodney Bay
Powiedziałem po angielsku 2 zdania: "Where the post Office is?, How can I get to the beach? (dlatego tak mało, bo jeszcze nie mieliśmy zajęć z panią R. ;-))
1620 - powrót do domu (na statek się rozumie). Trochę się spóźniliśmy na wachtę.
1900 -kolacja: szynka - 2 rodzaje !!!, ogórki i taki dziwny szary cukier ;-)
Po kolacji zacząłem trochę sprzątać w naszym "apartamencie".

Wachta nr III w komplecie!!!
("Bracia na gejtawy";-) - w sensie Jacek na dole i od lewej: Paweł, Marcin (Najtas), Agatka, Zuza (Fleaxx), Paula (Starsza III Wachty), Gosia (III of.), Kasia


ˇ 6 maja 2005r. - piątek

0400-0520 - wachta z Najtasem


1000 - jedziemy mikrobusikami do Castries (S. Lucia - stolica). Jak wszyscy pamiętamy obowiązuje tam ruch lewostronny i samochody mają trochę większą ładowność ;-) 1 busik=17 pasażerów ;-)

Zwiedzamy miasteczko, uczestniczymy w Festiwalu Jazzowym.

1630 - powrót na barkę…

Jeżeli ktoś byłby ciekawy i interesuje się sprawami z dziedziny medycyny, to podaję do informacji, że właśnie dzisiaj pani profesor Eckert i ja zachorowaliśmy na chorobę zwaną po łacinie vomitus. Jednak warto podkreślić, iż przebiegała ona w stopniu nieutrudniającym pracę.


ˇ 7 maja 2005r. - sobota



To było tuż przed kąpielą na Atlantyku 06.06.2005r. Wyłowilismy dryfującą boję i nastapiła zbiorowa kąpiel w Atlantyku na głęgokosci 4100m! Rewelacja! Potem każdy uczestnik dostał certyfikat.
Na podwieczorek dostalismy budyń truskawkowy ;-))

Dzisiaj III wachta skrobała te białe poręcze, czy jak to tam się nazywa. Mariolka, Kate i Najtas - prawa burta, Zuza i ja na lewej (tutaj praca była ograniczona ze względu na wyżej wspomnianą dolegliwość ;-))

1400 - obiad: schabowy (podobno pierwszy i ostatni raz podczas tego rejsu)

2 alarmy do żagli - brasowanko ;-)

2120 - 2240 - wachta z Najtasem

W "kartonie" są takie fajne napisy:

1. Nigdy nie spóźniaj się na alarmy i banderę.
2. Uważaj z kim pijesz. I tak, żeby crew o tym nie wiedzieli.
3. Nie rób imprez w kartonie.
4. Nie kupuj jointu u czarnuchlu.

Jeśli coś kochasz puść to wolno - jeśli wróci jest Twoje, jeśli nie - nigdy tego nie było.

Trzeba żyć, a nie tylko istnieć

Tu nauczyłem się odróżniać to, co ważne, od tego, co pilne.

Kto nie dąży do rzeczy niemożliwych, nigdy ich nie osiągnie.

ˇ 8 maja 2005r. - niedziela

Piszę na laptopie listę załogi. Dyktują mi: Paula, później Agata.

Natalia zapoznała się z fajną małą dziewczynką ;-) (mam zdjęcie)

Drobas, Dolores, Ania, Mateusz, Marta, Ryszard i ja zgubiliśmy się podczas spacerku. sa sa sa. No, ale wiadomo. Załoga Chopina poradzi sobie ze wszystkim…

Jeden z tych ziomali robi fajne "stworzonka" z liści - dostają je niektóre dziewczyny ;-)

1330 - na stateczek…
1408 (tak dokładnie 8 minut po 14) - obiad
1427 - koniec obiadu !!!
1840-2000 - wachta z Pawłem
2000 - kolacja: szynka, ser żółty i jeszcze druga jakaś dziwna szynka
do 2300 - możliwość pójścia do baru (Dominika)


One day you never know, it may be fun to work here...

ˇ 9 maja 2005r. - poniedziałek - I KAMBUZZZZZZZZZZZZZZZZZZZ

0615 - Kuba, Jacek i ja powoli, ale naprawdę powoli wstajemy
0640 - przygotowywanie śniadanka: ser żółty, biały z cebulką i przyprawami, pomidor)

Kroję przez chwilę pomidory, po czym cook stwierdza, że lepiej będzie jak on to sam zrobi. Dalej przez dłuższyyyyyyyyyy czas myję naczynia.

0900 - (spóźnienie ok.35-40 min.) - całodzienna wycieczka po Dominice ;-)

Rozmieszczenie pasażerów w jednym z busików:

 

(tak mam narysowane ;-))

1630-1740 - mycie naczyń (tylko ja, bo Kuba z Jackiem jeszcze nie wrócili ;-( )
1800 - obiadokolacja: zupa szparagowa, puree, KASZANKAAAAAA, biała kapusta
do 2320 - sprzątanie
2330 - kambuz nareszcie je kolację ;-) płatki kukurydziane z mlekiem
0012 - gasimy światło w kartonie


ˇ 10 maja 2005r. - wtorek

0930-1220 (malutka przerwa)-1345 - prace bosmańskie

Gosia Cebo i ja malujemy nasz żaglowiec z pontonu. Na początku idzie to trochę powoli, ale trening czyni mistrza…

1400 - obiadek: zupa pomidorowa, ziemniaki, ale takie zwykłe, jajka z sosem musztardowym, fasola zielona, dłuuuuuuga, kompot

Zwiedzam z Najtkiem fort na Dominice

Oglądamy film Piraci z Karaibów

ˇ 11 maja 2005r. - środa

0930-1230 - malowanko lewej burty z Pawłem. Podczas tej pracy kolega Najtek sprawił, że mój klapek zaczął sobie pływać.
Ryszard jako znakomity pływak poradził sobie z tym problemem.
Na końcu Najtas powiedział: Łee no Paweł, po co tak się męczyłeś? Przecież też dałbym radę, w co nikt nie wątpi ;-)

Podczas zwiedzania Les Saint przez ulicę szedł orszak pogrzebowy. Jeden gostek jechał właśnie na skuterze i niechybnie przewrócił się na środku trasy. No cóż, trzeba było chwilkę poczekać…

1830 - obiadokolacja: zupa grzybowa, ziemniaki, surówka, wątróbka

ˇ 12 maja 2005r. - czwartek


0400-800 - wachta ;-) III wachta ;-)
0615 - czyszczę kabestan i ćwiczę wybijanie szklanek (śmiechu warte)

1400 - obiadek: zupa z warzywami, spaghetti
1500 - wybijam szklanki. Zamiast 3 wyszło 6 połówek ;-)
1530 - szkolenie w razie alarmu człowiek za burtą
Po wykładzie pogłębiamy naszą wiedzę na temat olinowania i ożaglowania Fryderyka

1822-1930 - szkolenie w razie alarmu opuszczenia statku

1935 - kolacja: szynka, ser żółty, jogurt

Paula i Kasia i ich dzieło
na murze w Ponta Delgada na Azorach, prawie jak co roku, Fryderyk Chopin pozostawia rysunek upamiętniajacy pobyt statku w tym miejscu.

Dziewczyny!!! W tym roku wyszło najładniej;-))


ˇ 13 maja 2005r. - piątek

Stoimy 1h w banku (St Marten), żeby wymienić Euro na dolary. Niestety Jacek G. źle zrozumiał informację podaną mu przez pracownika banku. Zamiast 1,60 $, dostaliśmy 1,06 $, ale to przecież tylko przestawienie dwóch cyferek… ;-)

 

Ze względu na chorobę, o której wspomniałem przerwałem dziennik do 18 maja. Jedynie co pamiętam, to 14 maja zaczęły się lekcje (takich rzeczy się nie zapomina).

A i jeszcze jedno…

17 maja - 2000-2100 - pierwsza lekcja geografii z kapitanem.

ˇ 18 maja 2005r. - środa

Dzisiaj podnoszę pierwszy i ostatni raz banderę. Teraz mogę się przyznać, że z Najtkiem zawsze braliśmy wachtę od 400-600, żeby tylko uniknąć tego rodzaju zadań ;-)

Podczas prac bosmańskich "skrobiemy" klasę. Pan Wiesiu jest lekko niezadowolony z tempa naszej pracy. Trzy razy powiedział: Jak oni tak będą sobie pukać, to my do Azorów tego nie skończymy !!! tonem nieco gniewnym.

Dzisiaj p. Eckert zrobiła nam kartkówkę. Ale jaja !
2000-2100 - 2 lekcja geografii

ˇ 19 maja 2005r. - czwartek

Na wachcie o 2400 tylko Paweł i ja byliśmy punktualnie. Największe spóźnienie odnotowano u kolegi Najtka: 35 minut! Mieliśmy za to "upomnienie" ;-) od kapitana.

ˇ 20,21 maja nie wydarzyło się nic szczególnego.

ˇ 22 maja 2005r. - niedziela

Pierwszy dzień bez zajęć lekcyjnych !!!

No i znowu nadchodzi…................. WACHTA KAMBUZOWA !!!


ˇ 23 maja 2005r. - poniedziałek

W kuchni byliśmy w następujących godzinach: 645-1030 i 1200-2118 (tu były dwie maluuuuuuuuutkie sjesty, trwające raptem 40 minut.

Około 1700 - BUDYŃ CZEKOLADOWY ;-)


ˇ 24 maja 2005r. - wtorek

Ostry złowił wielllllllllką rybę.

Zuzanny mają imieniny. Z tej okazji po kolacji każdy otrzymuje po 2 kawałki ciasta.

Dzisiaj pierwszy raz podczas trwania rejsu zobaczyliśmy delfiny.

2100-130 - disco, disco ;-)

ˇ 26 maja 2005r. - środa

Przeciąłem się wiertarką w II palec lewej ręki. Krewwwwwwwwww ;-(

ˇ 27 maja 2005r. - piątek

0526 - wschód Słońca - naprawdę super ;-)

Zauważyliśmy boję, oznaczoną następująco: AE 52. Miało to miejsce na współrzędnych geograficznych 37 21'N i 39 21'W


ˇ 28 maja 2005r. - sobota

320-430 - Z Najtkiem na rejach. Odwiązywaliśmy Górnego Marsla, Brama i Bombrama. Miałem wejść na Trumsla, ale pani oficer zrezygnowała ;-(

ˇ 29 maja 2005r. - niedziela

Drugi oficer rozmawiał przez UKF-ę z załogą holenderskiego jachtu (38 04'N;32 35'W)

Drugi dzień bez lekcji ;-)

ˇ 30 maja 2005r. - poniedziałek - KAMBUZ, KAMBUZ, KAMBUZ

650-1715 i 1820-2200 - my na serio tyle siedzieliśmy w kambuzie. My po prostu wszystko dokładnie robiliśmy…

Dzisiaj na obiadek placki ziemniaczane

W godzinach 2200-2330 wachta kambuzowa doskonaliła fryzjerski fach ;-)

 



Paula i Kasia w nagrodę za wspaniały rysunek na murze w Ponta Delgada dostały koszulki


ˇ 31 maja 2005r. - wtorek

Czwarty dzień bez zajęć lekcyjnych.

Alarm ćwiczebny MOB

I zaczęła się ta olimpiada…

ˇ 1 czerwca 2005r. - środa


Ogłoszenie wyników konkurencji na najlepsze logo. Kto wygrał? No wiadomo - III wachta !!!

1400 - Nareszcieeeeeeeeeeee ląd !!! (Ponta Delgada)

1700-2000 - wachta z Pawłem

Kapitan poprosił Pawła i mnie abyśmy pomogli przenieść worek z cementem. Niestety po tych pracach bosmańskich, zajęciach lekcyjnych, nocnych wachtach było to niemożliwe. W końcu "Pan Cement" (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi) dał sobie radę.


Do 2300 możemy być w mieście. (tak jakoś cicho, ponuro, parę osób w kawiarniach, barach, nikt prawie nie chodzi ;-( )


ˇ 2 czerwca 2005r. - czwartek

0400-0800 - wachta. Zuza siedziała i pilnowała żaglowca (a nie barki z węglem), a Najtek i ja spaliśmy w klasie. Dzięki Zuza za ten gest dobroci ;-). Od 0530 mieliśmy malować logo, ale komuś nie chciało się wstać (nie będę sypał nazwiskami). Malowanko zaczęło się o 0715 i tak jakoś się złożyło, że pracę tę wykonywały dziewczęta (sa sa sa sa sa).


ˇ 6 czerwca 2005r. - piątek

KAMBUZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZ

Skończyliśmy trochę wcześniej.

Podwieczorek - budyń malinowy !!!

ˇ 8 i 9 czerwca - brak prac bosmańskich. Jaka szkoda…


ˇ 10 czerwca 2005r. - piątek

Imieniny III oficera - Gosi.

No właśnie, właśnie… Ten poranny alarm do żagli ;-)

III wachta jako ….. z wacht ;-) przygotowała swojej oficer naprawdę dobre śniadanko, w skład którego wchodziły 2 grzanki z nutellą oraz 2 z dżemem wiśniowym, ponadto różne smakołyki, jak i także 3 kisiele, gdyby zaszła potrzeba… ;-)

 

//hehe... Ale mnie wrobili! Nie mogłam cos spać w nocy, słuchałam walkmena. Zaczynalismy wachte o 0800 rano, wiec sniadanie - cala wachta nr 3 - mielismy zjesć przed bandera o 0730. Przyleciała Paula do mojej kabiny z krzykiem: "Gosia wstawaj!!! Kapitan wkur.. czeka na ciebie w salonie kapitańskim! Zaspałas na alarm do żagli (...)" No ładnie - pomyslałam. Nigdy na statku nie mogłam się porzadnie wyspać, więc bardzo możliwe. Słuchawki na uszach - mogłam nie słyszeć alarmu. Pewnie jeszcze zaspałam też na banderę, więc już w ogóle lipa!!! Zerwałam się szybko, pobiegłam do salonu. Po drodze dorwałam Zuzę, zapytałam, czy faktycznie był alarm i co tam na górze się dzieje? A Ona mi na to - że owszem!! Własnie skończyli brasowac i zwijać żagle!! Zuzę też wkręcili w cały plan ;-)) Zajebiscie!! - powiedziałam zdecydowanie niezadowolona;-) Wchodzę więc do salonu, zapala się swiatło. A tam cała moja wachta z przygotowanym (jak wyżej opisał Jacek) sniadaniem i zaczynaja spiewać mi "Sto lat". Super! Potem na banderze jeszcze wszyscy odspiewali wspólnie, poczęstowałam upieczonymi ciastkami. Napis jest na zdjęciu - też pięknie! Było mi bardzo miło, nie spodziewałam się kompletnie! Na koniec kuk wyszedł z blacha pizzy o wymownym kształcie "hawaja". Wtedy już się wzruszyłam... Nie pamiętam tak wspaniałych imienin!! Dziękuję Kochani Wam bardzo!!! (Gosia)//

 

Dzisiaj każdy został ostemplowany, żeby Neptun wiedział za kogo się brać… Po tym rytuale p. Modelska z wielką powagą rzekła: Naprawdę bądźcie czujni i uważajcie.

Bym zapomniał !!! Na języku polskim było trochę inaczej. Se poszańciliśmy!!!


Akcja - buty... hihi;-))

Zostały wysłane oceny.

ˇ 11 czerwca 2005r. - sobota

CHRZESSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSST !!!

ˇ 12 czerwca 2005r. - niedziela

0930-1400 i 1500-zależało od bosmana ;-)

Zuza Z., Kuba i ja "wciągamy" Brama na Grotmaszcie.
Mój pobyt "na górze": 1600-1720 (musiałem zmienić buty, bo zerwały mi się sznurowadła) 1725-1925 - zimnooooooooooooooooooooo

Po tej "robocie" trzeba było iść do doktora.

ˇ 13 czerwca 2005r. - poniedziałek

Ostatni kambuz ;-(

Paweł i Agata za karę siedzą do 2.00 na wachcie ;-) (nie będę pisał za co)

Obiad: kaszanka ;-)

Podwieczorek: galaretka

Po skończonej pracy w kambuzie oglądamy Desperado. (Gosia, dzięki za laptopa!)


ˇ 14 czerwca 2005r. - wtorek

 

II etap olimpiady

Widzimy platformy wiertnicze i duuuuży chiński kontenerowiec.


Tego dnia zakończyłem pisać mój dziennik. Jest w nim jeszcze trochę więcej informacji, ale nie są one ogólnodostępne ;-).

Jacek Latos - Wyostrzony delfiniak
III wachta - najlepsza !!!



Opowiadanie - Marcin (Najtas)


Wachta nr III

 

Za górami, za lasami i za wielką wodą… Kolejna "Szkoła Pod Żaglami" właśnie trwa. Pod komendą kapitana Adama Kantorysińskiego dwudziestu jeden uczniów z całej Polski poznaje prawdziwy smak życia na żaglowcu, gdy bryg "Fryderyk Chopin" niesie nas przez Atlantyk. Ale po drodze…

Piraci z Karaibów

Przez pierwsze kilkanaście dni pływaliśmy od wyspy do wyspy na Morzu Karaibskim, poznając zasady i zwyczaje panujące na statku, a także odwiedzając co ciekawsze miejsca na Małych Antylach. I tak na trasie naszego rejsu znalazły się: Fort-de-France, stolica Martyniki (tam rozpoczęła się wyprawa), Wyspy Święte, Dominika, St. Lucia oraz St. Martin. Trzy ostatnie to niepodległe państewka, zaś pozostałe to zamorskie terytoria państw europejskich (Francji i Holandii). Wszystkie one są zamieszkiwane głównie przez Murzynów, miasta i miasteczka pełne są "ziomali" (dredy, opuszczone portki, koszulki jak worki po ziemniakach), a w koloniach mało kto mówi po angielsku. Wszędzie rzuca się w oczy bieda i niedostatek, przeplatane gdzieniegdzie czymś "bogatszym". Z morza wszystko wygląda cudownie, ale po zejściu na ląd oczom ukazuje się ta cała nędza, skryta czasem za jedną czy dwiema reprezentacyjnymi uliczkami. Niemal wszędzie można dostać "lekkie dragi", nie trzeba nawet specjalnie szukać. "You want some weed?" - słyszałem wielokrotnie. Innymi słowy, nie wszystko wygląda tu tak różowo, jak na filmach.


Ostatni Indianie


Jak wcześniej wspomniałem, jedną z wysp, które odwiedziliśmy była Dominika (nie mylić z Dominikaną!). To właśnie tam żyją najprawdziwsi Indianie, nie nękani przez rząd (stanowią jego część), rasistów, turystów czy kogokolwiek innego, nie trzymani w żadnych rezerwatach. Jednak wig-wamów tu nie uświadczysz, pióropusze, tomahawki i fajki pokoju też raczej nie są na porządku dziennym. Niemniej, można od nich kupić ręcznie robione ozdoby, naczynia, plecione koszyczki, maski, korale i inne takie, na mój gust bardzo "indiańskie" pamiątki, pakowane do mniej indiańskich, czarnych, foliowych worków ;).

Przyroda na wyspie jest prawie nie tknięta przez człowieka, gęste lasy pokrywają niemal całą Dominikę, dwie drogi na krzyż (a wyspa nie jest taka znowu mała) zapobiegają zanieczyszczaniu powietrza spalinami. Kokosy, banany, kakao, cynamon - na wyciągnięcie ręki, o ile jesteś w stanie sięgnąć dostatecznie wysoko ;-). Niestety, nie wszystko jest takie piękne i cudowne. Na brzegach wyspy można zobaczyć osiadłe stateczki (głównie kutry rybackie), a ściślej mówiąc wraki - to pozostałości po tutejszych huraganach. Z braku środków nikt ich stamtąd nie usuwa, służą więc miejscowym jako suszarnie do prania.

Na samej wyspie, w wielu miejscach, wyrastają coraz to nowe górki śmieci, których nikomu się nie chce usunąć. Szkoda, bo takie widoki mocno kontrastują z towarzyszącą im kolorową, bujną roślinnością. Niedawno odbyły się na Dominice wybory, może więc nowy rząd, jak to obiecują wszechobecne plakaty, "pchnie ten kraj to przodu".
Jeszcze jedna rzecz, która nie tyle mnie zaskoczyła, co raczej zdumiała i przepełniła podziwem. Człowiek, który woził nas furgonetką po wyspie powiedział nam, że czuje się dumny z tego, kim jest i gdzie żyje. Wątpię, czy podobne słowa można by usłyszeć na naszych ulicach, wypowiedziane równie śmiało.

 

Do brasowania!


Troszkę o samym pobycie na statku. Życie na "Chopinie" to wbrew pozorom nie wylegiwanie się na słońcu, popijanie drinków (alkohol na statku jest zabroniony ;)) i podziwianie krajobrazów. Nie przesadzając, mamy tu do czynienia z wcale nie lekką robotą, którą ktoś wykonywać musi, by żaglowiec szedł dalej. Stawianie i zwijanie żagli wygląda inaczej, niż na jachcie pośród mazurskich jezior; trzeba kilkunastu osób, by wszystko szło w miarę sprawnie i szybko. Poza tym brasowanie, klarowanie, "wypady" na reje… To ostatnie bywa nieco stresujące i czasem niebezpieczne, zwłaszcza przy większym wietrze i dużych falach (na wysokości ponad trzydziestu pięciu metrów kołysanie jest bardziej odczuwalne…).

Do obowiązków załogi należą jeszcze prace bosmańskie (od szorowania pokładu przez malowanie wszystkiego co się da po szlifowanie i polerowanie), obowiązkowe wachty (po dwie lub cztery godziny, w dzień i w nocy, od ośmiu do dziesięciu godzin na dobę) oraz lekcje (tak, mamy tu prawdziwe lekcje). Na sen i odpoczynek pozostaje niewiele czasu. Niekiedy w środku nocy kapitan robi nam niespodzianki w postaci alarmów manewrowych. Rozlega się znienawidzony już ;) dźwięk dzwonka, znacznie gorszy niż ten szkolny, zaraz po nim słyszymy z głośników: "alarm do żagli" i od tego momentu załoga ma trzy minuty by zjawić się na pokładzie. Czasem manewry trwają kilkanaście minut, czasem grubo ponad godzinę…

Tak więc dostajemy w kość, nie ma co. Ale nikt nie narzeka, bo w końcu każdy, lepiej bądź gorzej, wiedział w co się pakuje. A jeśli nie, to zawsze można przypomnieć sobie tutejszą złotą myśl - mogło być gorzej ;).

Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora…
Z okazji dnia dziecka zawitaliśmy do portu w Ponta Delgada, na jednej z należących do Portugalii wysp azorskich, Sao Miguel. Całkiem ładna i przyjemna wysepka; za typowymi miejskimi zabudowaniami wznoszą się malownicze wzgórza, miasto jest czyste i zadbane, panuje miła atmosfera. Pozostajemy tu przez jeden dzień, a potem… Cóż, zostało nam do przepłynięcia prawie pół Atlantyku i "jeszcze trochę" ;-].

 

01.06.2005

Marcin Najtkowski
fot. Marcin

 

 

Zobacz także:

GALERIA -
KARAIBY 2005

(25.02-02.05.2005)
na pokładzie
STS Fryderyk Chopin

strona www
SZKOŁA POD ŻAGLAMI
(02.05-18.06.2005)
na pokładzie
STS Fryderyk Chopin
autor - Anna Drapella

GALERIA -
Kieler Woche 2005
(18.06-27.06.2005)

na pokładzie
STS Fryderyk Chopin